Sambor
Administrator
Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:38, 12 Sty 2008 Temat postu: Podsumowanie 2007 |
|
|
Tak samo jak rok temu zebrałem się za spisanie tego co mi się miłego w ubiegłym roku. Niestety troche tego wyszło i wierzę że dla zwykłego śmiertelnika przebrnięcie przez to może okazać się zadaniem niemożliwym. W tym roku zrezygnowałem z ludzi miesięcy bo po prostu wybranie stalo się zbyt skomplikowane. Oczywiście zapraszam do dopisywania rzeczy których zapomniałem ;P
Styczeń
Sylwester u Maćka, Rudnik
To już chyba opisałem rok temu wie nie będę się powtarzał . Zabawa na 100 fajerek i rok 2008 zapowiadał się nieźle . Warto dodać że nie pamiętam do końca pierwszego stycznia i do siebie doszedłem dopiero ok. trzeciego.
Wesoły tramwaj.
Z tego co pamiętam to też było w styczniu, po urodzinach Kaczora odprawionych o dziwo u mnie, zabieramy pozostałą pizze oraz 0.7 absyntu i wesoła ekipa ruszamy na Kazimierz. Nie chce opisywać jak reagowali ludzie na taką ekipę, bo była dopiero 20.00 a my robiliśmy nieźle bydło . W klubie…nazwy nie pamiętam zabawa trwała prawie do rana. Spałem u Justunki…dlaczego nie wróciłem do domu ciężko powiedzieć ale zabawa była naprawdę przednia
Luty
SESJA
To było chyba na przełomie styczeń/luty. Nigdy nie sądziłem że nauka może sprawiać tyle przyjemności . Jak w prawdziwej komunie : wspólna nauka, jedzenie…no może spanie nie ale nie można mieć wszystkiego . Fajnie jak się spi po 2 h w nocy, naprawdę można bardzo szybko zmienić cykl dnia na nocny . Naprawdę jedno z najlepszych doświadczeń związanych z „nauką” w historii
Impreza urodzinowa Zbysia
Trasę do Rudnika znaliśmy już dobrze wiec tym razem szło nam nieźle Parkiet w mroku u Zbigniewa daje czadu, ten mrok, te emocje . Nie wiedzieć czemu Rafał wychodzi o 3 w nocy ?? nie zareagowałem aczkolwiek mnie to zdziwiło . Widocznie nie chciał zostać z pijakami. W rudniku jak zawsze każdy miel kulturalne miejsce leżące w pościeli…normalnie wypas, tylko ja nigdy nie mogę tam zasnąć…wielka żyła wodna pod całym Rudnikiem ??
Marzec
Jednodniowy wypad w Gorce.
Razem z Łysym, szybko i sprawnie. Niestety śniegu dużo Świerzego i szło nam wolniej niż zakładaliśmy. Oczywiście okazało się że nie mamy baterii w czołówce…a z aparatu nie mogłem zabrać bo się wyczerpały po jednym zdjęciu ! (mistrzem baterii możecie mnie zwać). Tak wiec do Nowego Targu mieliśmy niezle tempo
Kwiecień
Pierwszy w życiu maraton rowerowy .
Start w barwach SUBARU AZS AE Kraków. Strasznie się mało „pro” czułem w takiej silnej ekipie. Ale się okazało że nawet fajnie się jechało, i mimo potwornych skurczów na końcu dużo od reszty ekipy nie odstawałem. Szkoda że więcej nie postartowałem z drużyna na płaskich etapach, Warszawa to było w sumie przetarcie przed NF
Maj
Hmmm tu tak naprawdę zaczęła się zabawa .
Zaczynamy razem z Łysym od The North Face Adventure Trophy.
Po 2 tygodniach ostatnich przygotowań, stajemy do walki. Opisanie całych zawodów zajmuje zdecydowanie zbyt wiele wiec jak ktoś chce wiedzieć to cos tam jeszcze pamiętam, ale z tego co wiem opowiadałem to już chyba wszystkim . Po krótce można powiedzieć że było naprawdę 52 h zabawy. Nigdy jeszcze sen nie był tak przyjemny, a zimno tak dotkliwe o 4 rano . Kto nie był nie zrozumie…kto kiedyś startował, tez nie, bo jak można się cieszyć z tak odległej pozycji…a można
Juve Juve Juwenalia
Na naszym mieszkaniu juwenalia trwały w tym roku chyba z tydzień . Oczywiście przez cały ten czas na kuchni stal wielki garnek który nigdy nie pustoszał…cuda . W środę jeszcze delikatnie, impreza u koleżanek Oli. Nie powiem impreza razem z panem solarzem naprawiającym lóżko wnosi do juvenalii wątek surrealistyczny ;D. Potem Żaczek, gdzie na wstępie skręcam sobie kostkę, trochę lez ale nikt nie zauważył . Pod sceną spotkanie z Witoldem oraz resztą ekipy i zabawa…jak długa nie pamiętam
W czwartek zaczynam od obsługi meczu MPSzW w piłce…jakoś się trzymam, grac nie musze wiec jest ok. . Wieczorem koncert na stadionie, całkiem przyjemnie tylko nie pamiętam żadnego koncertu ! . Tak to jest zaczynać za wcześnie . Ale nie jestem najgorszy bo Kozi też nie pamięta bo stoi caly czas w kolejce po nasze piwo…dzięki Marcin ;D. Po koncercie jeszcze obowiązkowo miasteczko, a musze być czujny bo niektórych już trzeba pilnować
Piątek – apogeum … Jak rok wcześniej w mocno żulowych wdziankach i z bukłakami na szyjach ruszamy na pochód. Ja dochodząc na rynek miałem już pusto niestety . Dlatego pamiętam tylko rynek…leże u Karoliny i leją…potem akademik, nie pamiętam czy Ola polała …trafiam puszką w Witolda, przepraszam …jakiś deszcz, mi nie przeszkadza… impreza u Łukasza, na której czuje się już jak pożarny żul bo reszta ładnie ubrana i w miarę trzeźwa a ja…hmm. A potem do mnie gdzie miała być impreza wieczoru ;D. Przyznaje ze przyjście gości to pamiętam tylko przez mgle. Wiem tylko ze chodziłem z moim 5 litrowym BOBem prawie pustym i bardzo chciałem dyskutować ale niektórzy nie nadawali jeszcze na moich falach…przepraszam . PO milej nocy na podłodze budzę się, po czym się orientuje ze mam obstawiać kolejny mecz. Wyratował mnie Majak, dziki
Na koniec miesiąca zostały jeszcze moje urodziny. Człowiek się kładzie spać kulturalnie o 2 w nocy po jakimś alkoholu a tu ludzie wpadają o 5 i cos śpiewają ;D. Mi się wydawało że jeszcze śnie…musiałem chwile poczekać nim się „dobudzę” i już mona było zaczynać zabawę Oczywiście do sklepu biegałem do 8 jak to pani mi powiedziała ze niestety jestem nietrzeźwy…nie mogłem się nie zgodzić . Na koniec zasnąłem z łyżką w ryju i nawet nie pożegnałem się z gośćmi .
Czerwiec
Bal sportowca
4 dni przed MPSzW w Cieszynie wiec miałem się oszczędzać. Ale jak tu się oszczędzać jak tak się fajnie bawi pijąc . Jak zawsze okazało się ze postanowienia nic nie dają. Zabawa była przednia. Prawie jak u Zbysia sala była dość mroczna . Na koniec zostałem sam z barmanem pijąc za jego nowo narodzonego synka. Cale szczęście chłopaki na mnie czekali .
To co potem się działo to bardziej się nadaje na opowieści z izby wytrzeźwień wiec nie będę wnikać w szczegóły . Rano męczący poranek, pizza na uczelni i kolejne 2 dni wycięte z życiorysu.
MPSzW Cieszyn 2007
Cóż, załóżmy ze trasa mi nie podeszła . Ja to slaby jestem na górkach i błoto też nie dla mnie. Po czasówce dany mi był ostatni rząd. Przed startem jeszcze dodatkowo strach przed błotem podniosła Kasia swoim upadkiem…wtedy też w damskiej łazience się okazało że jestem niedelikatny…na swoją obronę mam tylko to że byłem w lekkim szoku wiec warunki były nie sprzyjające ;D. Po starcie od początku obstawiałem strategiczne pozycje samego końca. W połowie 2 kółka serce cos zabulgotało i stwierdziłem ze nie chce umierać w tym błocie wiec trzeba się poddać. Oczywiście na koniec mi się zrobiło głupio ze wszyscy tak walczyli i tacy są ubłoceni wiec na pożyczonym rowerze od Rafała zaliczyłem piękną kąpiel w błocie…ale czego się nie robi pod publikę
Lipiec
Wisła – Kubalonka – Skrzyczne – Wisła
Opisane na forum wiec bez dubli Zabawa przednia, pogoda super wiec jazda bardzo przyjemna . Pyzatym miałem trochę zabawy z mapa. Paweł nie narzekał na trasę, wiec chyba było niezłe
Pradziad
Byłem tam jak byłem mały i wydawało mi się ze straszna góra i będziemy tam się na nią drapać cały dzień. Okazało się ze nasze góry są piękniejsze, ale najwyższy szczyt Czech zaliczony . Super jazda, już nie mówiąc o zjeździe gdzie 5 km pokonaliśmy w 6 minut . Towarzystwa jak zawsze dotrzymał niezastąpiony Paweł
Sierpień
Beskid Niski Trip
W sierpniu jeden z najlepszych tygodni tego roku. Plany były żeby jechać na via-feraty w Dolomity, ale niestety nie udało się. Plan B zakładał założenie sakw i ruszenie po południowej Polsce. Po dość szybkich przygotowaniach (nawet sakwy pożyczyłem w ostatniej chwili a bagażnik dowiózł mi Wit) ruszyliśmy w trasę. Od Kraków pociągiem, potem już tylko rowerami. Odkryliśmy trochę inny świat niż ten spotykany do tej pory. Stare wioski, miasteczka które wydawały się małymi wioskami lecz kiedyś były ważnymi miastami (serio, wieś jak Tworóg ale kiedyś tam dostała prawa miejski i nikt nie zabrał ), sklepy czynne 3 razy w tygodniu i naprawdę dziką przyrodę . Trochę się obawiałem czy przeżyje sam na sam z kimkolwiek przez cały tydzień, ale zapomniałem że jadę z Witem. Mimo że atmosfera po 4 dniach bez kąpieli w namiocie była delikatnie to mówiąc ostra, humory dopisywały. W sumie zrobione 500 km, parę kapci, Połonina Wetlińska pokonana z sakwami i późnym wieczorem, wspólne zwiedzanie rowu to tylko parę z naszych małych przygód ;D.
Fajnie tak żyć przez tydzień i w ogóle nie myśleć sprawach normalnie ważnych (czy ja śmierdzę ?) tylko o zupełnie innych i nie doświadczanych do tej pory ( czy w tym lesie w którym rozbiliśmy namiot SA naprawdę ludożercze wilki czy po prostu miejscowi podpierdol nam rowery ? ).
Po powrocie miałem startować w maratonie z Pawłem pod Krakowem. Jednak zdrowie na to nie pozwoliło i się nie udało. Cale szczęście na maraton Chrzanowski pojechaliśmy już bez problemów. No prawie. Zaczęło się od tego że Sojek złamał drucik odbijający hamulec. Wspólnymi silami udało się gumkami recepturkami przymocować go do golenia i dało się jechać . Oczywiście wyrwałem do przodu, i nawet mi nieźle szło aż nie złapałem kapcia, a jak się łapie kapcia to zazwyczaj nie ma się pompki Tak wiec ukończyłem razem z ludźmi z bagażnikami, ale co zrobić pech i tyle. Od tego czasu większość ludzi zaczęła się wyśmiewać ze jak nie mam siły aby ukończyć to patyk w szprychy…oświadczam : jestem nieczuły na takie docinki .
Wrzesień
Chorwacja 2007
Hmmm tydzień zaliczony do tegorocznej wielkiej trojki . Ja w sumie nie będę opisywał nawet, i nie, nie dlatego że niewiele pamiętam . Po prostu w ciagu jednego tygodnia tyle się działo że nie da się tego streścić w podsumowaniu . Ale jak miało być nie fajnie skoro ekipa na medal, wino tanie, a pogoda… i jeszcze wino tanie . Pływanie, karty, góry, wspólne posiłki, opieka nad chorym Samborem, wieczorki tematyczne, dyskusje do rana…po prostu idealne zakończenie wakacji .
Jak doszedłem do siebie po Chorwacji zaliczyłem jeszcze start w ERO. Niestety solo PK, dotarłem do mety 30 min po limicie ale i tak wychodzę z założenia ze niezły wynik. Jednak start solo mija się z celem, zdecydowanie to zauważyłem zwłaszcza na rowerze gdzie bez zmiany, pod wiatr i pod górkę…chyba największe zmęczenie się na rowerze w tym roku.
Padździernik
Zawsze jakoś te ostatnie miesiące się pamięta najlepiej. W sumie to chyba każdy weekend był zajęty . Oczywiście nie pamiętam jak to było po kolei ale o czym warto wspomnieć to :
Slajdowisko Chorwacja 2008 .
Takiej imprezy to jeszcze nie było w tym mieszkaniu. I w sumie to nawet nie chodzi o jakąś super zabawę tylko o liczbę zgonów . Zawodnicy odpadali jeden po drugim, normalnie jak epidemia . Całe szczęście Wit stanął na wysokości zadania i kontrolował pijącą bandę . Wiem tylko że moja pierwsza myśl jak rano wstałem: „kurcze nie poszedłem z nimi na miasto”…jakie było zdziwienie a zarazem radość gdy okazało się że nie śpię sam, a po całym mieszkaniu rozrzuceni są ludzie .
Potem pojechałem na Eksplorisa jako „pomoc w organizacji” Zabawa super, niewyspanie chyba nawet większe niż gdybym startował, na finale piwa opór, niestety wszyscy wiedza jakie są zdolności po 2 dobach nie spania i biegania po lesie ;P.
Weekend w Cieszynie.
Trip fiatem . Oczywiście musiałem się spóźnić, przepraszam to nie było specjalnie. Cale szczęście Wojciech nie marudził tylko trochę dziewczyny miały za złe, ale cale szczęście szybko im przeszło . Jeszcze nie wyjechaliśmy z Krakowa, a już zaczęliśmy z Ola, przy nieśmiałym akompaniamencie Eweliny, spożywać wiśniówkę Kaczora. Tak wiec u Oli byłem już słaby . Pierwszego wieczoru był babski wieczorek…nie tak sobie wyobrażałem babskie wieczorki, zero świntuszenia, spokojnie i jeszcze rano obudziłem się przy kaczorze ;D. Drogi dzień w naprawdę zimowych warunkach zdobywamy Czantorie. Jak teraz wyglądam przez okno to aż łzy się pchają do oczu jak wtedy było fajnie i śnieżnie . Wieczorem pojechaliśmy do Cieszyna na imprezie. Impreza specyficzna, cały przekrój społeczeństwa, od kolegów w dresach, przez skóry po garnitury..(ale rym ).
Rano zamiast wracać do Krakowa zahaczyliśmy o Tworóg. Wymyśliłem wycieczkę do lasu co skończyło się płaczem dziewcząt….ja naprawdę kontrolowałem sytuacje i wiedziałem gdzie jesteśmy .
I jeszcze Odyseja…Kurcze zaczyna mi weekendów brakować, nie wiem czy czegoś nie pomyliłem .
Jak rok wcześniej startuje z Sojkiem. W momencie jak to pisze stwierdzam że opisze ten rajd wiec tu się nie rozpisuje . Ogólnie Kasia z Krzyśkiem sprawili nam łomot, widocznie są silniejsi . Ja popełniłem tragiczny błąd 2 dnia, ale podobno na błędach się trzeba uczyć, pyzatym fajnie się potem wszystkich mijało ;D. Końcowy wynik pozostawiał wiele do życzenia ale akurat tu liczyła się zabawa, a tej nie brakowało . No i jeszcze pudlo „naszego” MIXu…aż duma mnie rozpierała że ich znam .
Listopad
Szkolenie AZS w Rabce.
W sumie nie wiem czy mogę to opisywać, wiec mocno to ocenzuruje . Transport najlepszy z możliwych… 50 km w 2.5 godziny . Z pociągu wysiedliśmy już szcześliwi. Kolacja super, Darkowi nawet dynia zasmakowała. Niestety zmęczenie wyszło ze mnie szybko wiec szybka kima.
Drugiego dnia szkolenia od rana. Byliśmy bardzo dzielni i mieliśmy 100 % obecności .
Potem ognisko, przybycie mikołajów, i impreza do rana. W sumie wieczór zdecydowanie ciekawszy niż pierwszego dnia, wiem ze jeszcze byłem w kasku na mieście, a potem opowieści Bartka chyba do 5 rano . Nie będę opisywał jak męcząca była powrotna podróż .
Grudzień
Miesiąc krótki ale w sumie intensywny. Najpierw Survival po targach kół naukowych. Warto zapamiętać : Ziajka na rurze, Meti i jego Węgierski taniec, wkurzający się Kaczor, no i te tramwaje . A potem zwycięstwo za nagabywanie w barach oraz zabawa do samego rana. Naprawdę nie wiedziałem że potrafię się jeszcze tak dobrze bawić
Dzień później Mokołajki AZSu. Tylu znajomych w jednym miejscu to dawno nie było, zabawa że hej i znowu zamykanie baru . A rano po męczącej pobudce referat o „rolnictwie konwencjonalnym”. Ten dzień sponsorowały liczby : 0,7 we krwi i 5.0 za referat
I na koniec 2 wigilijki. Na mieszkaniu, kulturalnie z winem. Doszliśmy do wniosku że da się kulturalnie pić…po czym zorientowaliśmy się że po prostu sklepów w nocy nie ma w okolicy . Druga wigilijna w AZSie. Normalnie jak prawdziwa…był barszcz z uszkami i ryba. Ogólnie zabawa super, a z miasta wróciłem jakoś po 4
THE END
W tym podpunkcie była prawie strona tekstu. Jak to sobie przeczytałem to brzmiało raczej jak list samobójcy ;D. Dlatego, nie, nie będzie podziękowań, nie będzie przeprosin, nie będzie niczego chciałoby się rzec ;P. Życze tylko wszystkim aby rok 2008 był jeszcze bardziej interesujący
A no i oczywiście jak coś pominąłem to zapraszam do dopisania i komentowania [/b][/url]
Post został pochwalony 0 razy
|
|