Sambor
Administrator
Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:41, 03 Lip 2007 Temat postu: Jura Maraton |
|
|
Pobudka o godzinie 2.40...czyli po czlych 2 godzinach snu . A JEdnak senny nie jestem adrenalina robi swoje.
Ubieram sie wiec i wymarsz, w pelnym rynsztunku z czarna siatka na śmieci w rece (w tych siatkach nasze rzeczy ktorych nie zabralismy na trase wracaly do krakowa). Troche sie ludzie wracajacy z imprez dziwnie patrzeli, chyba nie mogli uwierzyc , koles w stroju z kaskiem w samdalach tylko roweru brak
Oczywiscie autobus mial opuznienie ale ja sie tym nie przejmuje bo przeciez nie rozgrzeje sie w trasie
W Czestochowie sie okazalo ze start jest i tak przesuniety bo nie tylko my sie spoznilismy . NAjgorsze ze jest zimno!!, i nie jestem stetryczaly jak to powiedziala pewna "mila" kolezanka , a ja sie caly trzęse, ale rower zdjety z ciezarowki i zaczynam krecic kolka po rynku.
POtem do sektora...stoje gdzies w srodku ale jak pamietam z wawy srodek tez rusza mocno..START...nie ruszyl...a ile sobie obiecywalem ze nie bede mocno zaczynal. Ale ten srodek jedzie 20 km/h a asfalt jest piekny. No to zaczynam wyprzedzać, momentalnie mam 40 na blacie ale co tam, ludzie patrza z szacunkiem , a moze sie zastanawiaja kiedy umre . po 5 min taiej mocnej jazdy doganiam jakąs konkretna grupke i wychodze z zalozenia ze Ci sa moicni to moge z nimi jechac. Na pierwszym punkcie slysze 66, jest dobrze.
Za tym punktem nasza grupka dalej pedzila, na lekkim zjezdzie zobaczylem 3 soby jakies 20 m przed nami i stwierdzilem ze wypadaloby sie do nich dolaczyc wiec szarpnalem i w poscig...,myslalem ze wszyscy pojada za mna ale nikt nie ruszyl . Do gonilem te 3 osoby i razem wjechalismy w teren, gdzie stawka ise rozciagnela, jeden kolesa pojechal przodem ja stweirdzilem ze koniec szalenstw i jechalem swoim tempem, 2 kolegow zostala z tylu. Dlatego jak wyjechalem za zamkiem w mirowie bylem juz sam. Troche strach bo jestem ślepawy i nie widze oznaczen szlakow ale strazacy pokazywali droge . A reszte opowiesci zamieszma w mini fotoreportarzu
Tu jeszcze jade w grupie...
Tu już samotnie postanowilem sie pożywić..bo przygotowany bylem jak nigdy, żele batony nawet magnez w ampukach
Na chyba 5 PK koleśpowiedzial ze do najlepszych trace ok 30 min, na liczniku mialem ok 2.30h a to byl 60 km wiec wszystko szlo jak nalezy, czulem sie wysmienicie. Wjezdzam w las i nagle slysze jakis dziwny dzwiek z tylu...pare przeklenstw i stwierdzilem ze moze cos z tym zrobie na bufecie czyli jakies 2 km z buta po piachu. Na bufecie wygladalo to mniej wiecej tak
Kto odgadnie co sie stalo ? Od usterki na TdAE roznilo sie tym ze teraz odpadlo, ale sie nie poddawalem
NIestety po 1.5h walki sie podalem, probowalem jechac na sztywno ale nie potrafilem dobrac dlugosci i co chwile rozrywalem, po 3 zerwaniu nie nadawal sie juz do skowania i zostalo mi dzwonic do domu i prosci o pomoc
Ale ogolnie maratonik fajny, calkiem cos innego niz krotkie, chociaz nie moge wszystkiego opisac po 60 km ...wiem ze nie bylo takiego wielkiego spinania sie bo np na bufecie bylo tloczno, ludzie jechali z aparatami i ogolnie piknik
Ale za rok juz zaden hak mnie nie powstrzyma
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sambor dnia Śro 9:05, 04 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|