Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sambor
Administrator
Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:56, 30 Sie 2006 Temat postu: Gródek 2006 |
|
|
Jako że, mistrz piora nie ma ostatnio weny, może ktoś opisze w 2 słowach co się działo ??. Przecież wiem, że jesteście łasi na stołki . Ja i tak to potem ocenzuruje i dopisze ciekawostki . A na koniec dodam foty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ruda
Pionier Forum
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:46, 22 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
w 2 słowach : DZIAŁO SIĘ a tak serio to niech sie wreszcie ktos tu zacznie udzielac, bo ja raczej wole zeby to inni naswietlili sprawe rozgwiazdy i tym podobnych...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elewina
Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 0:49, 24 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Gródek… hmm kiedy to było <ciężko będzie sobie poukładać chronologicznie, ale spróbuję jak coś będzie nie tak to proszę o sprostowanie> Pytać jak było raczej się nie powinnam.Dlatego sondy nie zamierzam przeprowadzać (bo po co miałabym to robić skoro z góry wiem jakie byłyby reakcje- oczywiście nadwyraz pozytywne ), więc najprościej będzie jak opiszę ten wypad tak, jak ja to widzę/ widziałam. To będzie mój debiut więc na wstępie mówię „co złego to nie ja”. No to do rzeczy czas się zabrać…
Dnia 22.08.2006r. umówiliśmy się na miejscu tj. w Gródku o godzinie 11:00 tyle tylko, że ja nie chcąc nikomu robić kłopotu wsiadłam sobie w bezpośredni pociąg do Nowego Sącza {z Kielc wyruszał parę minut przed 0:00 i był na miejscu po 7- tak na marginesie miałam wstrętną towarzyszkę podróży całą drogę do jakiejś bliżej nieokreślonej stacji gadała takie pierdoły, że aż uszy więdły nie dając nie tylko mnie spać =>wszyscy w przedziale odetchnęli z ulgą, gdy wysiadła}. No i wylądowałam na dworcu w Sączu, szybki rekonesans gdzie i o której i za ile mam busa do Gródka no i musiałam czekać jakieś 0,5h; potem kolejne 0,5h dojazd i wybiła 8. Pomyślałam przez ułamek sekundy „co ja tu będę robić przez najbliższe 3 godziny” bo jak okiem sięgnąć żywej duszy nie było widać. Miasteczko pogrążone we śnie albo dogorywające jeszcze po ciężkim weekendzie ja sama zmarznięta sierota w zimowej kurtce narciarskiej(a i tak mi zimno było) zasiadłam na ławce niedaleko pola namiotowego i zaczęłam się rozglądać z utęsknieniem za jakimiś oznakami życia… .Doczekałam się, ale gdzieś po godzinie 9- przyszedł pan, dziwnie na mnie popatrzył i zaczął otwierać budkę z jedzonkiem. Jak tylko się z tym uwinął zamówiłam dużą porcje frytek i gorącą herbatkę żeby się troszkę rozgrzać. Coś za szybko się z tym uwinęłam no i znowu nie miałam co ze sobą zrobić poczekałam do magicznej godziny 10 i zmówiłam piwko tak żeby czasem nie wypaść z rytmu (przez 4 dni wcześniejsze miałam powody do imprezowania - przyjazd koleżanki z
Anglii i jednocześnie pożegnanie wyjeżdżającego kolegi, potem wesele i poprawiny dnia następnego,no i wyjazd rodziców na wczasy i wolna chata). W tym czasie dołączyła reszta ekipy tj. najpierw przyjechali Paula z Patrykiem w eskorcie siostry Pauli i szwagra, potem Ruda, Sambor, Zbyszek (od tego momentu będzie zwany Owsinogim) i Sposób tj. Dominik.Niestety przywieźli ze sobą małą chmurkę deszczową i trzeba było poczekać, aż się troszkę przejaśni, co też w miarę szybko nastąpiło. Do końca nie wiedzieliśmy gdzie będziemy nocować poszliśmy się więc popytać, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że rozkładamy się na polu namiotowym i tu zaczyna się opowieść o rozbijaniu namiotu…. Otóż nie mając zielonego pojęcia jak namiot ma wyglądać (Paula ostatnia osoba, która widziała go rozłożonego nie bardzo pamiętała)zaopatrzeni w na prędce narysowany przez mamę Pauli szkic gdzie, którą rurkę wstawić i z czym ją połączyć zaczęliśmy od rozłożenia niebieskiej plandeki stanowiącej podłogę <to było najprostsze>. Potem każdy zapatrzony w jedną rurkę stanął w miejscu gdzie ona przypuszczalnie się miała znajdować i próbowaliśmy je poskładać tak przynajmniej, żeby to miało przypominać konstrukcje namiotu, który był podobny do tego naszego(podobno). A ile było śmiechu przy kompletowaniu odpowiednich łączeń, jak każdy trzymał ustawiony przez nas stelaż, żeby czasem się nie rozleciał, taki był stabilny:) cala sesje zdjęciową mamy <nie ma co ¾ zdjęć z całego wyjazdu>, ludzie na polu namiotowym tez mieli niezły ubaw oglądając 7 os zastanawiających się jak to złożyć do kupy.no ale w końcu złożyliśmy… .Tyle tylko, że jak się potem okazało dodaliśmy jedną nadprogramową rurkę, dwóch innych wcale nie daliśmy(na szczęście nie były do niczego potrzebne), ale najlepsze jest to, że zostało nam duuużo części, chyba zapasowych. Namiot stanął w pełnej krasiemimo tego, że nie powbijaliśmy śledzi przetrwał nawet ulewę i małą wichurę dnia następnego; troszkę wody się nazbierało i na niebieskiej podłodze, i na dachu, ale nie przejęliśmy się tym zbytnio. Mieliśmy „dach nad głową” i to było najważniejsze. Paula z Patrykiem jak to gołąbkom przystało uwili sobie swoje własne gniazdko nieopodal naszego 5 osobowego wypaśnego domku. Po ciężkiej pracy, jaką było rozstawianie 2 namiotów nie przesadzając zajęło nam to jakieś 2,5h mogliśmy zacząć czynnie nasz wypoczynek no może nie tak od razu najpierw dla chętnych i amatorów kąpieli w Jeziorze Rożnowskim małe pluskanko z pływankiem. No ale potem jak przystało na porządne otwarcie turnusu poszliśmy na małe co nieco =>suty obiadek czytajcie pierożki w dwóch wariantach ruskie i z jagodami (ale o tym później), krokieciki z barszczem tez się pojawiły zdaje się. No i klasycznie popiliśmy piwkiem. Po takim rozpoczęciu spokojnie mogliśmy się już udać do pobliskiego sklepu w celu zakupienia potrzebnego prowiantu hmm przeważała Soplica. Oficjalnie mogliśmy zasiąść do imprezki => poszło parę butelek. Miedzy kolejnymi kolejkami przeplatała się albo partyjka kalamburów ( które okazały się absolutnym hitem wyjazdu - zapewne dzięki wspaniałemu pokazywaniu Sambora, Rudej i Owsinogiego{w kolejności zasług}oraz tak wciągające, że nawet w drodze powrotnej łapało się na wymyślaniu coraz bardziej udziwnionych haseł) albo dla lubiących ostrą jazdę samochodem lekko pod wpływemwyścigi dla dwojga na automatach. Potem nieco chwiejnym krokiem powędrowaliśmy grzecznie do namiotów <tu podobno nastąpiły moje małe luki w pamięcio których niedawno z resztą się dowiedziałamach te mostki >. Ale noc przyniosła parę nieoczekiwanych zwrotów akcji. Już powolutku się zaczęliśmy układać do snu, a tu fioletowa niespodziankę zgotował nam Zgrywus Sposób. Jego gumijagody{ach te pierożki} znalazły się w trzech miejscach prawie jednocześnie na sypialni(ułożonej w celu dodatkowej izolacji pod materacami), na śpiworze wyżej wymienionego osobnikano i na ziemi w środku namiotu. Nastąpiła szybka akcja ratunkowa, żebyśmy wszyscy nie zaczęli słać tego co wcześniej wtoczyliśmy w swoje trzewia i można powiedzieć, że po chwili sytuacja była prawie opanowana… . Prawie bo potem uaktywnił się głęboko skrywany talent Sposobamieliśmy własnego Garou (ale jakoś nikt nie piał z zachwytupo 3 rozpoczętej przez niego piosence oczywiście po francusku). Mieliśmy też jeszcze jeden problem do rozwiązania tj. brak jednego śpiwora, ale szybko się z nim uporaliśmy (można powiedzieć, że było mi cieplej niż jak byłam w nim sama). I tak upłynął dzień pierwszy. I wszyscy widzieliśmy, że było dobrze. Dnia następnego oczywiście nikt nie wstał skacowanywszyscy rześcy, zwarci i gotowi do akcji. Sposób nawet poszedł prać. Niestety pogoda się troszkę schrzaniła więc musieliśmy pozostać w namiocie {z małymi przerwami na siatkówkę}mieliśmy zapasyi karty wię przeistoczyliśmy nasze wypasione lokum w jaskinie hazardu i uciech alkoholowych. Robiliśmy martini wstrząśnięte, potem mieszane{próbowaliśmy wyczuć różnicę},piliśmy malibu własnej roboty tj. w przeważającej części ja piłam, bo muszę przyznać, że nie wyszło mi najlepsze, nie było osoby, która by nie pogardziła łykiem piwka {a nie przepraszam Sposób pozostał przy czymś innym}. Graliśmy w pokera, kierki i jeszcze coś ale niestety nie pamiętam nazwy. Potem klasycznie partyjka kalamburów pod daszkiem przystani =>sławetne hasło „społem” po którym Adaś wypił flaszkę do końca(a troszkę w niej byłopotem robił jakieś dziwne akrobacje na drabinkach(jest to udokumentowane na zdjęciach). No i kolejna dawka adrenaliny podczas wyścigów.W namiocie legliśmy bez żadnego ładu i składu tam, gdzie ktoś sobie znalazł miejsce, bo wszyscy jakoś zmęczeni byli. I tak minął nam wieczór i poranek dzień drugi. I jak nam było dobrze. Ale najbogatszy we wrażenia i wszelką aktywność naszą był dzień kolejny. Najpierw graliśmy w siatkę próbując skończyć set przed kolejnym atakiem deszczu( ćwiczyliśmy krótkie dystanse:)), potem małe pluskanko i kąpanko w jeziorze, załapaliśmy się na kajaki. Ponieważ było nas nieparzyście jedna os musiała płynąć sama {Ruda się zgłosiła na ochotnika} ja <pierwszy raz w kajaku> więc zostałam przydzielona do Sambora , gołąbki razem no i Sposób z Owsinogim. No nie za dużo skorzystałam na takim podziale jako jedyna nie miałam na sobie suchej nitki, bo Gołąbki zmówiły się z męskim kajakiem no i urządzili zasadzkę, której ofiarą zamiast Sambora, który wszystko zaczął stałam się ja =>żywa tarcza. Na szczęście Paula podzieliła się ze mną koszulką, dlatego nie przemarzłam {chociaż i tak przez cały pobyt moja kurtka narciarska cieszyła się dużym popytemnie ma to jak zimowa kurtka letnią porą prawie jak brunet wiecziorową} wielkie dzięki. Po wyprawie umówiliśmy się na mecz siatki z ratownikami no i co tu dużo gadać rozłożyliśmy ich na łopatkicieniasy!!! Razem z nadejściem wieczoru w Rudej główce no i w mojejzrodził się wspaniały pomysł zakupu wina słodkiego brzoskwinioewgo!! tak po jednym na czaszkę, ale żeby nie było, że na pusty żołądek poszłyśmy wcześniej na obfity obiadek( z reszta wszyscy się zrzuciliśmy tak to właśnie tylko woda wyciąga). Jak pomyślałyśmy tak też zrobiłyśmy. Sposób też się przyłączył (Owsinogi i Sambor niestety musieli być tylko biernymi świadkami całej zabawy, bo następnego dzionka mieli nas bezpiecznie zawieźć do Tworoga Małego).No i się zaczęło… . Występują Ruda w roli głównej, pan ochroniarz pompka z psem i inni. Ale nie uprzedzając faktów tak jak to było od początku. Siedzimy sobie przy automatach sączymy to co każdy tam miał {Ruda jakieś szybkie tempo narzuciła za szybkie nie dawaliśmy ze Sposobem rady} i nagle Ruda ni stąd ni zowąd rzuca hasełkiem: „chyba mi nie dobrze”, wszyscy Rudą ignorują zajęci albo automatami albo kolejnym cudownym kalamburem Sambora a tu Ruda znowu: „Chyba będę heftać!” i co i nagle taki rozprysk, że coś niesamowitego. Wszyscy jak jedno ciało zaczęli uciekać z miejsca zbrodni tylko Sambor lekko zdezorientowany {był tak zajęty obmyślaniem jak pokazać dane hasło, że nie spostrzegł, co się stało} dopiero po chwili do nas dołączył, nawet później niż Ruda, która jeszcze zdążyła krzyknąć z wielką przyjemnością, żebyśmy się ewakułowali(delikatnie mówią). Stoimy,
śmiejemy się, a tu znienacka wyłania się pan ochroniarz, taka typowa pompka z pieskiem, przyszedł na obchód. A Ruda do niego: „Ty, bo ja się tu zarzygałam, śmierdzi {zrobiła małą pauzę} spierdalaj”. Ochroniarz tylko popatrzył całkiem zamurowany nic nie powiedział i poszedł dalej… . My grzecznie wróciliśmy do namiotu, bo już nie mieliśmy gdzie siedzieć{zaheftana miejscówka}. Ruda zadowolona do namiotu wlazła, za nią Zbyszek , reszta ociagjąc się pozostała przed namiotem. No ja to się strasznie ociągałam, aż normalnie robiłam lądowanie telemarkiem prawie że lewym kolanem {no zawadziłam się =>wiedziałam ze nie lubię ryb ale śledzi to już chyba najbardziej}. I znowu siedzimy przed namiotem Sposób troszkę się nakręcił i miał straszna ochotę iść gdzieś do sklepu koniecznie wyjść poza pole namiotowe od czego umiejętnie odwodził go Patrykjestem pełna podziwu dla argumentów a tu Ruda wychyla się z naszego domku i chwali się z uśmiechem małego dzieciaka, które coś przeskrobało, że znowu był rozprysk na szczęście poza namiotem. postaliśmy jeszcze chwilkę ale niestety zakłócaliśmy ciszę na całym polu więc przyszedł ochroniarz i zwrócił nam uwagę no i poszliśmy spać i tak minął kolejny dzień. I wszyscy widzieli ze było śmiesznie. Rano zaczęliśmy myśleć o tym, że trzeba się pakować. Porcyjka rannych kalamburów: hasło Choróbsko {to infekcja}Owsinogi to wymyślił i jeszcze inne śmieszne padały: „7 drągów za pociągiem” to „ 7 drągów za pytągiem” nie będę podawać czyj to geniusz bo wstyd. I wiele wiele innych tylko niestety pamięć nie ta. W atmosferze ogólnej wesołości {bo przecież jechaliśmy się dalej bawić}pakowaliśmy namiot co nam zadziwiająco szybko poszło w porównaniu z jego rozbijaniem i w takiej atmosferze wyjechaliśmy z Gródka. I tak minął nam wyjazd i wszyscy widzieli jak było a jak było to już sami wiecie. No myśle, że mogę już skończyć moje wypociny. Powtórzę tylko: „co złego to nie ja”. Jak coś to ja reklamacji nie przyjmuję wszelkie zażalenia proszę kierować do Rudej {to ona mi to zleciła}. Normalnie zapomnialam skomentować jednej rzeczy tj. rozgwiazdy. Rozgwiazda to jest Rudej rozprysk=>wszelkie prawa zasztrzerzone, prawa autorstkie należą do Patryka. Jak coś jeszcze pominełam to odpiszcie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ruda
Pionier Forum
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:51, 24 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Nie no, ja patrze ze w naszej ekipie zimują prawdziwe talenty pisarskie.. niedlugo pobijemy sama Awangarde Krakowska (jak ktos nie wie co to, odsylam do wikipedii ). A teraz do rzeczy, czyli pare moich calkiem prywatnych komentarzy, bo obraz wyjazdu genialnie nakreslila juz Ewelina
- Nie mozna nie wspomniec, w jakich okolicznosciach doszlo do tego, ze rokladalismy cokolwiek oporny na nasze starania namiot Paulinki - maestro Sambor mial bowiem wziac swoj kosmiczny, szybko rozkladajacy sie.. niestety tak sie wypadki potoczyly ze jakies czesci tego cuda w dziwny sposob zaginely w krakowskim skladziku kajakarskim.. ale o tym moze sam zainteresowany opowie Faktem jest ze mimo wszystkich perypetii, podwiewania namiotu podczas wichur i przeciekania podczas ulew, stal (hmmm... chwiał się ) "dosyc" stabilnie, a co najwazniejsze bylo w nim baaaardzo przytulnie
- Obiadki na stolowce - niebo w gębie, polecam kazdemu.. no moze oprocz pierogow jagodowych jesli: a) chce sie potem pic napoje z polskich zboz w ilosciach przekraczajacych dopuszczalna dawke; b) jest sie Sposobem (btw akcja pranie sypialń w Tworogu Malym juz przeszla do historii ).
- Talent wokalny Sposoba przeszedl moje najsmielsze oczekiwania, ale jego lunatykowanie po namiocie to byl dopiero hit..
- Jesli mowa o kalamburach, to naprawde wszyscy sie uzaleznilismy, a hasla jakie czasami rodzily sie w naszych zrytych umyslach powalaly z nog - aniol, masturbacja (pozdrowienia dla Pauli ), siedmiu z drągiem pól pytonga (Ewa Ciebie tez pozdrawiam ) .. sadyzm wtórny.. ojj duzo tego bylo
- Co do Twoich Ewelina luk w pamieci, to nietrafienie w mostek to zaden wał i wcale Cie nie wkrecamy - coz moge powiedziec.. pieknie lecialas
- Malibu wcale nie bylo takie tragiczne, bo po jakims czasie to juz wszystko wchodzilo bez oporow
- Ratownicy to cieniasy, ale niektorzy maja niezle tyleczki
- Tematu rozgwiazdy i moich popisow z ochroniarzem w tle nie skomentuje, kto mnie zna wie ze % dzialaja na mnie dosc pobudzajaco.. Dodam tylko ze moje dzielo na betonie kolo samochodzikow uniemozliwilo naszym maniakom przejebanie resztek kasy na tych automatach - wiec JAKIS pozytyw jest - zostalo wiecej mamony na impreze u Adama - ale to osobna story co do hefta kolo namotu, to los mnie pokaral bo przy skladaniu mialam na tym czyms niezly poslizg..
Ehh no to chyba tyle ode mnie, zeby tak wszystko spamietac to trzeba by nic nie pic caly wyjazd i jeszcze skrzetnie notowac. Jedyna nadzieja w reszcie ekipy, ze dopisza swoje pare zdan
P.S. Nie przyjmuje zadnych zazalen
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elewina
Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 16:23, 24 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Nie mówię, że z tym mostkiem to jakaś ściema, ale na serio nie pamiętam tego a zazwyczaj prędzej czy później coś sobie przypominam (a tuuu nic=> wielka ciemna dziura). Widocznie mój mózg stwierdził, że nie było to nic szczególnego i zwyczajnie wyrzucił z pamięci długotrwałe . Traumatycznym przeżyciem to chyba dla nikogo {nawet dla mnie nie było, chociaż wtedy miałabym przynajmniej jakieś psychologiczne podłoże co do wyjaśnienia dlaczego ten epizod zniknął z mej pamięci) więc nie ma nad czym się dłużej rozwodzić . A co do talentu to słodzenie myślę, że nie jest na miejscu <niemniej jednak czuję się mile połechtana:)> bo zwyczajnie się nawet nie umywam do członków Awangardy I (nie umiem nic zrymować: daleko mi więc do np.: pana Przybosia). Acha jeszcze jedno te kwadraciki to minki tylko nie wiem czemu jakoś nie wyszły, no widocznie trzeba mieć tę szczególną umiejętnośc do psucia rzeczy których podobno się nie da popsuć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ruda
Pionier Forum
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:23, 24 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Elewina napisał: | A co do talentu to słodzenie myślę, że nie jest na miejscu <niemniej jednak czuję się mile połechtana:)> bo zwyczajnie się nawet nie umywam do członków Awangardy I (nie umiem nic zrymować: daleko mi więc do np.: pana Przybosia). |
no nie przesadzajmy, rymowanie to jeszcze wcale o niczym nie swiadczy a relacja jest swietna wiec bez falszywej skromnosci tu prosze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sambor
Administrator
Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:33, 24 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Ja też chyba nie zapomne tego rozkładania namiotu .Obowiązkowo każdy w jednej ręce piwo w drogiej maszt . Ale od początku, bo musze sie wytlumaczyc czemu nie wziolem swojego namiotu
W Sobote wrociłem z walacji i dowiedzialem sie ze jedziemy i mam zabrac namiot. NIe ma sprawy pomyslalem . Jedak potem przypomnialem sobie że on zostal w magazynie w krakowie. Trzeba było znależć klucz do magazynu. A nie jest to proste bo nie prawie z nikim nie moglem nawiązaćkontaktu. POtem okaszalo się że wszyscy sa na spływie w A\ustrii i wracaja w poniedzialek...jest szansa. Po wykonaniu miloiona smesow w koncu udalo mi sie znalezc kogos z kluczem i umowic przy magtazynie. Wiec jade specjalnie po ten namiot. Docieram do hangaru, koles mowi zebym poszukal, on sie spieszy mam zatrzasnac kludle. OKi szukam...szukam...SZUKAM...kurwa nie ma. No to przypomnialem sobie slowa mamy ze jak sie cos robi na ostatnia chwile to tak jest. ZArty sie skonczyly musze do kogos zadzwonic i opierdolic. Dzwonie..na haslo namiot slysze odrazu odpowiedz ze jest w klubie. Ja pierdole oni to tam maja dopiero burdel. Dzwonie do kolesia ktory ma klucz do klubu ( bo u nich kazdy ma klucz od czegos innego). Wchodze do klubu ..JEST nie moge sie tym nacieszyc . Wsiadam do pociagu i do domu. Rano podczas pakowania mama kaze mi sprawdzic czy wszystko jest. Sprawdzam...KURWA..jak grom z jasnego nieba, nie ma masztow, przeciez na patykach nie ustawimy. Szybki tel do Pauliny zeby zabrała swoj i gotowosc do podróży po namiot do Dębicy . Zaraz tel powrotny ze nie musze jechac, dzieki dla siostry PAuliny . Dalsza historie wszyscy znaja
Co do wyjazdu to musze dodac ze nie doplynelismy ani razu do wyspy a tak bardzo chcialem . Na kajakach to napewno nie ja zaczałem, ale jak już ktoś chlapnął to trzeba bylo kontynuowac .
BArdzo mnie też rozsmieszyła Praczka znad Gangesu jak ja juz cos wymysle to zawsze jest smieszne
I rada dla potomnych...takie wyjazdy na trzezwo az tak bardzo nie bawia , przekonalem sie o tym 3 dnia jak nie moglem juz sie znieczulic i na kacu jakos to wszystko inaczej wygladalo , może bylem zazdrosny ze wszyscy moga pic a ja nie
Ogolnie wyjaz bardzo udany, a ze mowi sie ze do 3 razy sztuka to juz nie moge sie doczekac kolejnej odslony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|