ruda
Pionier Forum
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:15, 22 Paź 2006 Temat postu: GORCE (październik 2005/luty 2006) |
|
|
Nie wypada w tym topicu nie wspomniec o naszych poczatkach, czyli wypadach w troche nizsze górki – Gorce. Tym bardziej ze jako moderator naturalnie musze pracowac nad urozmaicaniem tematu (dzieki Adam za ten stołek )
Pierwszy raz nasza stala jak do tej pory gorczanska ekipa (Sambor, Justyna, Łysy, Zbyszek i ja) zebrala sie w pazdzierniku zeszlego roku. Jechalismy na caly weekend, zaopatrzeni oprocz podstawowych rzeczy także w piwka i flaszki (wcale nie twierdze ze TO nie jest wyposazenie standard ), a kimac mielismy w schronisku na Turbaczu. Jak nakazuje tradycja naszych wspolnych wyjazdow gdziekolwiek, nie obylo sie bez malych opoznien – Zbyszek jestes niekwestionowanym bohaterem pakowania sie na gorskie wyprawy chodzilo generalnie o to, ze Zbysiu wyszykowal sie na wedrowke z torba podrozna.. mimo ze wszyscy wierzylismy w jego krzepe, to wolelismy jednak przepakowac jego manatki do plecaka Sambora.. po który chlopaki musieli skoczyc do jego mieszkania No ale jak juz w koncu udalo nam sie wyruszyc, to do Rabki dotarlismy o takiej porze, ze kazdy byl swiadom iz czeka nas wedrowka po nocy. Na szczescie mielismy latarki (które jak sie okazalo, na dlugo nie wystarczyly.. moja zaczela “doniemagac” - zwrot made by Sambor bardzo szybko – btw szkoda ze gdzies zapodziala sie ta kartka z Twoja minutowa relacja na zywo ). Standardowo zgubilismy szlak (no co, to byly dopiero poczatki nawigatora Sambora ), ale w koncu jakos dotarlismy na miejsce – po drodze “musielismy” upic troche piwa, bo plecaki ciazyly W schronisku dostalismy wypasiony pokoj tylko dla naszej 5, ja (nie zebym sie chwalila, suche fakty przytaczam ) zrobilam kanapki.. pyszne kanapki prawda?? No i oczywiscie zrobilismy flaszke, bynajmniej nie jedna – tej nocy akurat Zbysiu i Sambor pobili nas swoja wytrzymaloscia bo dokazywali do wczesnych godzin rannych Nastepnego dnia mielismy w planach calkiem dluga wycieczke po Gorcach (szczegoly moze ktos inny bo ja za cholere tych nazw nie pamietam – Sambor to Ty miales mape.. co prawda chyba rozwalona juz ale.. ). Pogoda byla piekna, piwko spozywane na postojach przyjemnie fermentowalo w zoladkach.. Mimo tej sielanki troche przeliczylismy sie z czasem przejscia (z iloscia pozywienia tez – po prostu nam sie skonczylo.. nie ma to jak mega zakupy w jakiejs wiosce i pozyczanie noza do krojenia chleba ). Do schroniska wracalismy wiec standardowo po ciemku, przy okazji bylismy swiadkami jak wielki merol wyciagal samochód jakiegos kolesia bo sie w blocie zakopal... imponujacy byl.. ten merol znaczy sie Nie moge tez nie wspomniec o tym, ze na wyprawe wybralam sie w glanach, ale juz po pierwszym podejsciu na Turbacz tak mnie obtarly, ze drugiego dnia musialam sie ratowac adidaskami Zbyszka. Nikomu z obecnych tam nie musze przypominac widoku tych butow po sobotniej wyprawie – byly caaaale ublocone, zreszta mój tylek tez (dzieki Sambor za fachowe mycie ) – wywinelam niezlego orla jak zbiegalismy po jakiejs blotnej sciezynie Wiem Zbyszek, ze obiecalam Ci butki wymyc ale... no coz, potem mi jakos ten fakt umknal – chyba to po pijaku po prostu mowilam W tym miejscu trzeba tez wspomniec, ze jak zwykle Adam musial poswiecic górom jakis element swego wyposazenia – tym razem byla to nieodżałowana czapeczka z Lidla Druga noc spedzilismy bardzo wesolo, bo do schroniska zawinela ekipa jakichs starszych smakoszy mocnych trunkow a ze swoj do swego ciagnie... Ja i Sambor bylismy gwiazdami wieczoru, bo zostalismy zwerbowani...hmm ja raczej wypchnieta siłą przez moją kochana ekipe (“ Ruda no idz!! “ wrzeszczane na cala stolowke.. trudno zeby reszta nie zaczaila o kogo chodzi... ), a Sambora zwerbowalam ja, bo potrzebny byl odtworca glownej roli meskiej – chcialam sie zemscic W kazdym razie nasza ruska sztuka zrobila furore a publika doczekala sie nawet bisu Potem byly spiewy przy akordeonie (pomine milczeniem fakt zgniecenia przeze mnie pudla na to cudo.. to bylo niechcacy )... generalnie zabawa do bialego rana, no a rano.... na “lekkim” kacu (zaryzykowalabym nawet stwierdzenie ze jeszcze na lekkiej bani) o 4 wyruszylismy do Rabki. Tutaj nalezy podkreslic kto byl (i zawsze jest ) pomyslodawca tego typu akcji – Zbyszek po prostu musial zdazyc na mecz który mial o 11 Niewazne ze zgubilismy szlak (niestety za latarke sluzylo nam juz tylko swiatelko z komorki Łysego) i ruszylismy w dobrym kierunku dopiero jak nastal swit.. Po drodze wstapilismy do schroniska (nie pamietam, chyba na Maciejowej??), bo Łysy bardzo chcial zjesc na sniadanie jajecznice z kielbasa.. Niestety obszedl sie smakiem, bo nasza Justynka narobila malej siary przy okienku gdzie wydawano posilki, wiec natychmiastowa ewakuacja z owego miejsca byla jak najbardziej wskazana Po tej wyprawie chyba tydzien leczylam odciski i wtedy postanowilam ze porzadne buty gorskie sa mi niezbedne.
Okazje do zakupu (przy pomocy eksperta Sambora – przy okazji mala reklama butow OLANG – gorąco polecam, sa naprawde swietne! No moze z wyjatkiem wypraw, gdzie trzeba przejsc 100km w 30h non stop.. ale to juz inna historia) mialam juz w lutym. Na wtedy bowiem zaplanowalismy kolejna eskapade, taki jednodniowy lajcik.. Dzien (raczej noc) wczesniej ja i chlopaki troche popilismy w mojej krakowskiej melinie, wiec rano glowy nam z deka ciazyly. Z Justyna umowilismy sie bladym switem na postoju busow przy polibudzie. Tym razem pogoda zapowiadala sie tragicznie.. lał deszcz i generalnie bylo okropnie brzydko. Ktos z nas probowal wiec przeforsowac wyjazd do Zakopca zamiast do Rabki, ale w koncu stanelo na tej drugiej i ruszylismy. Ku naszemu zaskoczeniu pogoda zmienila sie diametralnie, Gorce przywitaly nas bardzo piekna zimowa aurą. W planie mielismy wejscie na Turbacz a potem zejscie innym szlakiem do Nowego Targu. Sambor odnalazl sie w roli fotografa, niektore zdjecia to naprawde majstersztyk – moze Adam zamiescisz zeby sie pochwalic? Bohaterem wyjazdu był znow Zbyszek, ktorego sponsorem okazala sie firma WESTMAN.. jedynym wymogiem jaki musial spelnic nasz kompan bylo taszczenie przez gory reklamoweczki z logo tej firmy.. Zbysiu, w dobie takich technologii, jakie mamy w XXI w. dales sie ostro nabrac na taka forme sponsoringu zdarli z Ciebie i tyle.. a tak serio to Zbych w reklamoweczce niosl przez pol drogi... buty robocze, przydatne na wiekszych wysokosciach i przy grubszej warstwie sniegu Na Turbaczu widocznosc byla wrecz idealna, także mielismy jak na dloni panorame Tatr. Mialam tez okazje na fotke na skuterze snieznym – ale jak stwierdzili chlopaki, tego zdjecia w kalendarzu Pirelli nie zamiescimy Jakichs innych szczegolnych epizodow z tej wyprawy nie pamietam, wiec wyjazd chyba odbyl sie w miare bezbolesnie.. w miare bo ja np. przez miesiac leczylam Achillesa, nie ma to jak poszalec po gorach w calkiem nowym obuwiu – szczerze odradzam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|