Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sambor
Administrator
Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:30, 04 Wrz 2006 Temat postu: Tatry czerwiec 2006 + wianki :P |
|
|
Jako że koniec sesji zbliżał się nieuchronnie trzeba było wymyślić jakiś wyjazd, który pozwoli uspokoić zniszczone nerwy . Już w środę, gdy zacząłem planować weekend wiedziałem, że lekko nie będzie . Padł pomysł żeby jechać w sobotę, gdzie ?, oczywiście Tatry, a żeby było przyjemniej to Rysy. W sumie jeszcze trochę śniegu leżało, ale to już czerwiec wiec powinniśmy dać rade. Ale wszystko zaczęło się w piątek od ostatniego egzaminu. Tym razem dostając nauczkę poprzedniego roku nie olałem go tylko troszkę się pouczyłem. Po egzaminie okazało się, że wieczorem mała impreza grupowa się szykuje, a dokładnie pożegnanie Doroty, od razu wiedziałem, że obecność obowiązkowa, pyzatym miałem trochę zaległości w spotkaniach grupowych. Ale założenie było takie ze nie pije, wracam wcześnie i o 4.35 mamy autobus do Zakopca. Ekipa stara i sprawdzona Wit i Ruda. Wszystko szło dobrze dopóki nie wypiłem pierwszego piwa, wtedy poczułem ze zabawa może być dobra i zostanę trochę dłużej. Po tym jak odkryłem w sobie tancerza i to, że jest już sporo po 2, okazało się, że ekipa gdzieś uciekła i to my zamykamy imprezę. Ale nic wróciłem do mieszkania w bojowym nastroju, tylko lekko wypity. Wit przez sen powiedział ze nie jedzie ze nie chce zginać. No więc jeden odpadł. Ustawiłem budzik. Śpię. Budzi mnie budzik, wyłączam, ale ciężko podnieść głowę, w tym momencie budzik dzwonie 2 raz, ciekawe, bo nie mam takiej opcji. Okazuje się ze to Ruda dzwoni z dworca b autobus właśnie odjeżdża. Ciężka sprawa, próbuje ja przekonać ze zaraz przyjadę i pojedziemy następnym, ale nic to nie pomaga, wraca do mieszkania. A ja mam ciężki orzech do zgryzienia, jechać sam czy olać i wypocząć. Ale nie byłbym sobą gdybym nie pojechał . Tak, więc ok. 7.30 i godzinie snu ląduje w Zakopcu. Wsiadając do busa w stronę morskiego wiem, że Rysy odpadają, i to przynajmniej z 2 powodów po pierwsze za późno po drogie obiecałem ekipie Rysy wiec nie będę wchodził sam. Wysiadając z busa spoglądam na zegarek jest prawie 9.00 no to na wszystko jest już późno. Idę do piątki, ostatnio jak byłem z Witem nie zjedliśmy szarlotki, co trzeba naprawić ;P. Tempo narzucam bardzo mocne, jak gdyby zapominając ze pół nocy tańczyłem i piłem, a spałem niecałe 2 h. Kryzys łapie mnie w okolicach wodospadów a wiec udaje, że je podziwiam . A jest co podziwiać. Ogólnie wodospady o tej porze roku spadają z każdej skały, normalnie aż zapiera dech. Po szarlotce i herbacie w schronisku decyduje się na Szpiglasową Przełęcz. Bez mapy nawet nie wiem, który tam idzie szlak, ale pamiętam, w która stronę . Pierwszy problem pojawia się, gdy trzeba przeskoczyć potok, który po roztopach stał się rwącym strumieniem, ale po 20 min i dużej pomocy kijków udaje się mi tego dokonać. Potem trochę kamieniami, a następnie śniegiem. Mijam bandę angoli, jak się później okazuje jedynych ludzi, których spotykam po tej stronie, i dalej śniegiem. Cały czas śnieg, ale frajda, robie sobie przerwę, aby zobaczyć akcje Sokoła w okolicach Koziego ( tej soboty wylatywał 4 razy) i idę dalej. Nawet się nie spodziewałem a tu już przełęcz, złamałem czas o połowę, ale siła . NA szczycie spotykam jeszcze Słowaków, z którymi dziele się czekoladą, zaraz potem zbiegam na dół. Czas niezły, chyba jeszcze wrócę po jasnoku do Krakowa. Autobus o 17.20, wracam. Kolejne półtorej godziny snu, to już daje całe 3 h . Przed Krakowem budzi mnie smes od Patryka, że o 20 na plantach. Czy on ogłupiał przecież ja ledwo żyje, nie ma mowy. W mieszkaniu jestem o 19.30. Kąpiel, posiłek, znowu cały dzień zapomniałem o jedzeniu. W sumie w mieszkaniu bardzo pusto i tak jakoś nudno, a oni tam pewnie będą cos pili i się bawić będą….. dobra idę. Ale założenie jest takie, że do 11 i nie pije, bo w tym stanie to polegnę . Jak się okazało Ania miała w torebce 2 butelki, już wiedziałem ze się nie wywinę. No, ale w końcu to wianki wiec można poszaleć. Znaleźliśmy strategiczne miejsce pod murami Wawelu, to nic ze nic nie było widać,, baa nawet słychać, ale po pierwszej butelce cale zmęczenie przeszło i okazało się, że można się bawić . Po dwóch butelkach wszyscy byliśmy lekko rozmiękczeni, gdy dotarła reszta ekipy impreza dobiegała końca. Więc co teraz robić. Ktoś rzucił plotkę, że Blondyn robi imprezę, wiec walimy do blondyna. Wyglądaliśmy jakbyśmy się wycofywali po ciężkiej walce byli ranni, ciężko ranni, bardzo ciężko ranni, którym trzeba było pomagać się poruszać , ale wszyscy dotarliśmy cało i zdrowo. Jak się okazało impreza u Blondyna to nie było to czego szukaliśmy. 4 osoby w pokoju popijające piwo to nie to. Nawet wyraz twarzy Blondyna mówił „zabierzcie mnie stąd”. Tak więc uczyniliśmy. I teraz najgorsza część zadania, zadzwonić do Wita i powiedzieć, że zaraz wielka ekipa wbije się do mieszkania. Dzwonie….odbiera…”co robicie”..”już nic, oglądamy film”…”wiesz co to my wpadniemy z wódka”…”dużo was??”….szybko liczę odejmuje 4 osoby.. „nie z 6 osób”…”to spoko wpadajcie”. Jest udało się, w tym momencie podchodzi Blondyn i mówi, że ma ze sobą jeszcze 6 osób i czy może je zabrać. 6 to trochę dużo, ale ma w ręce argumenty nie do obalenia …”jasne że możesz”. W tej chwili tylko dodam ze chyba specjalnie nie powiedział jest to 6 kobiet, aby mnie sprawdzić ;P. Tak wiec z moich 6 osób zrobiło się chyba z 15 ale co tam . W mieszkaniu był tylko Wit i Karolina, ale bardzo szybko rozkręciliśmy niezłą imprezę. A że alkoholu było sporo i fantazji także zabawę kończyliśmy chyba o 6 rano, mając za sobą chyba godzinę grania w kostek, BTW graliśmy Az do wyczerpania zapasów lodu, od tego czasu nasze motto "lodu nigdy nie za wiele" ;P. NO i oczywiście chwała temu, kto wymyślił zabawę, bo ja bym na to nie wpadał . Budząc się o 8.30 po 2.30 h snu spakowałem się i pojechałem do domu, zapominając nawet telefonu ;P. Podsumowując weekend : spałem ok. 5 h, przeszedłem 10 h po tatrach, a wytańczonych godzin i wypitych kolejek nikt nie zliczy. W sumie z tym męczącym weekendem może w tym roku konkurować tylko Praga i weekend w juwenalia, ale to już całkiem inna historia ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ruda
Pionier Forum
Dołączył: 15 Sie 2006
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:51, 10 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
no maestro, relacja ci sie udala nawet calkiem calkiem ALE... po pierwsze i chyba jedyne, blagam nastepnym razem ustawiaj budzik bo nie skonczy sie tylko na moim bulwersie i powrocie o 5 rano przez krakow z plecakiem i w gorskich butach do mieszkania (musialam zajebiscie wygladac bo ludzie sie patrzyli jak na debila) no, nastepnym razem dojdzie do rekoczynow! a co do wiankow, to dzialo sie dzialo, aha i sorry chlopaki za to szklo, ale ja lubie czasem sobie cos kopnac! i powtarzam motto - LODU NIGDY ZA WIELE! tak sobie mysle ze trzeba by opisac prage, juwenalia i gródek.. jacys chetni??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|