Łysy
Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 2:44, 13 Lis 2007 Temat postu: Tatry jesienią |
|
|
Sambor namówił mnie na relacje z wypadu w Tatry wiec oto i on :
Jadąc w autobusie myślę będzie nuda. Miał być Sambor, Marcin i ekipa z akademika, a oczywiście wyszło jak zawsze. Więc z lekkim opóźnieniem 2 h spowodowanym impreza dania poprzedniego wyruszamy z Aleksem o 10 z Karka, ale za to zaopatrzeni w latarki dostarczone przez Kasie chyba koło 7 rano, które jak sie okazało przydały się !! Pakowanie zajęło nam góra 20 minut i w dodatku niczego nie zapomnieliśmy . W Zakopanym wpadamy jeszcze do baru coś zjeść bo oczywiście na śniadanie nie mięliśmy nic. Pierwszą noc mieliśmy spać w Murowańcu i żeby nie było za łatwo to poszliśmy przez Dolnie Białego. Tam pierwsza fana akcja, znajdujemy jaskinie której nie ma na mapie i w dodatku wejście jest zakratowane, ale na szczęście duzi nie jesteśmy wiec sie bez problemu przecisnęliśmy. Aleks wszedł pierwszy i mówi ze końca nie widać wiec długo sie nie namyślając wchodzę za nim. Wcześniej oczywiście rozglądnęliśmy sie czy jakiś strażnik nie nadchodzi, żeby tu jakiegoś mandatu nie zapłacić. A jaskinia całkiem długa ze 100 metrów w tym do jednego korytarza nie weszliśmy bo było wody po kostki, wiec tą przyjemność sobie darowaliśmy. Oczywiście na zabawie w jaskiniowców straciliśmy trochę czasu i juz wiedziałem ze do schroniska będziemy szli po ciemku. Ale póki co było jasno, za to zaczęło strasznie wiać i sypać. Dość szybko doszliśmy do Kuźnic, gdzie już było prawie całkiem ciemno i tylko przy poborze opłat ktoś na nas głupio popatrzył ale opłaty nie chciał Wiec do schroniska droga prosta, szlak przetarty wiec luzik. W schronisku jesteśmy koło 18 30, gdzie pijemy wyniesione przez mnie piwka i jemy kwaśnice z żeberkiem, oj dobra była !! Bo generalnie nasz prowiant kończył sie na kabanosach i chlebie Ogólnie w schronisku nic ciekawego! Pytamy jeszcze Pana na recepcji czy schronisko na Ornaku czynne bo chcieliśmy przejść przez prze Czerwone wierchy. Koleś delikatnie nas wyśmiał i powiedział, że jutro to nawet do Czarnego Stawu nie dojdziemy. Jakoś nas to nie zniechęciło i idziemy spać bo w schronisku nuda.
Drugi dzień to było coś. Wstajemy oczywiście późno, szybkie śniadanie i pakowanie. Czyli o 9 30 wyruszamy na Czerwone Wierchy. Aha była jeszcze opcja Zawrat i do Pięciu Stawów. Trasa do Onraku wg mapy to 7 h, przeszliśmy 100 metrów przecierając szlak i stwierdzamy ze w takim śniegu to my za 7 godzin dojdziemy do Kasprowego, a nie do schroniska. Wiec szybka zmiana na wariant drugi i idziemy. Oczywiście szlak nie przetarty, ale wg mapy to tylko 3,5 h wiec brzmi zachęcająco. Generalnie do Czarnego stawu jest w lecie 20 minut ale w tym śniegu zajmuje nam 2h . W dodatku od połowy tej drogi widzimy dwóch kolesi, których widzieliśmy w schronisku, poubierani jak by szli co najmniej na Mont Everest.. Sakrpy, wszystko z Gore, czekany itp. Nie to co my .. byle jak. Ja wpadam na genialny plan, zróbmy sobie postuj to nas wyprzedzą, no ale nic z tego. Oni zaczynają sobie robić zdjęcia. W sumie sie im nie dziwie że nas nie chcieli wyprzedzić . W rece już mi strasznie zimno, i co chwila wkładam jedna ręke do kieszeni żeby się troche rozgrzała(bo w drugiej miałem kijek . W końcu dochodzimy do Czarnego Stawu i tu pierwszy raz mówię do ALeksa po tym jak wpadł po pachy w snieg ze chyba jednak rady nei damy. NO ale ALeks mowi że jeszcze sprawdzi drogę góra, która okazał sie lepsza , wiec idę za nim. Obchodzimy wkońcu jezioro i tu robimy drugą przerwe, żeby tych dwoch nas wkońcu wyprzedziło. Myśle udało sie, zatrzymują sie w tym samym miejscu, gadamy, a ci mowia ze oni ida letnim szlakiem bo chcą sie powspinać po lodzie czy coś takiego. Jak się póżniej okazało szybko im sie to odechciało i Zawratu nie zdobyli. Wiec długo sie wahając idziemy dalej sami (tzn ja się wahałem). Mówię do Aleksa, że jak będzie chciał zawrócić do ja jestem za…a on ze jeszcze nigdy nie zawracał. Bo generalnie wiedziałem, za jak zabiorę tyłek sam to Aleks i tak pójdzie. Wiec idę, kumpli sie nie zostawia!!! Na szczyt tylko ponad godzina . I tu sie zastanawiałem ile nam to może zajać. Generalnie pierwsza częśc podejścia idzie w miare szybko, zapadamy się tylko troche powyżej kolana wiec jest ok. Ja tak patrzę jesteśmy juz w połowie to rezygnować juz nie ma sensu. Aleksa moje słowa bardzo ucieszyły wiec przyspieszmay. I tu taj zaczyna sie schody. Próbując przetrawersować na drugą stronę zapadam sie po pachy w śniegu. Próbuje sie wygrzebać, tutaj zaczynam sie obsuwać z tym całym śniegiem w przepaść. W każdym razie Aleks, podchodzi od góry i mnie wyciąga kijkami. A dodam że dwa kijki to był nasz jedyny sprzęt . Na dole widzimy jeszcze 3 osoby podchodzące po naszych śladach i sobie tylko myśle tym to dobrze! Od tej pory zaczynamy sie zapadać po pas, i tu obmyślamy nową technike wspinaczkowa, idziemy na czworakach, wbijajać kijek poziomo w śnieg i sie na nim podciągając. Generalnie skutkowało. Idąc noramlnie powodowało ze jak zorbiłem ok 10 kroków to byłem dalej w tym samym miejscu. Idziemy tak i idziemy a jak dla mnie ten szczyt sie nie przybliżał. Jedynym minusem chodzenia na czworakach było to ze zaraz mi zaczeły zamarzać rece i trzeba było je wkładać do kieszeni żeby odamrzły. Tuż przed szczytem zaczyna sie lód i dogania nas jakiś pan bo reszta zawróciła w tym dwójka nawet nie doszła do Czarnego Stawu. Generalnie chodzeni po lodzie to sama przyjemność i na szczycie jesteśmy o 15. Nasze ciuchy a szczegolnie ALeksa to nawet nie są mokre, one za zamarzniete . Ten pan jeszcze po drodze nam mowił że sie obawiwał lawiny ale obyło sie bez. Na szczycie pizgało strasznie i jeszcze nas ten koleś nastraszył ze do 5 tez nie bedzie przetarte wiec lepiej żebyśmy wrocili z powrotem. Ja sie troche wachałem ale wkońcu schodzimy. Schodziło sie całkiem szybko mimo ze sniegu pełno i idąc pierwszy zapadam się głeboko. W dolinie jesteśmy moze po 20 minutach i tu widze że ze szczytu naprzeciwko (nazywał się Gładka....chyba?) schodzą ludzie więc ucieszyłem się strasznie, że bedzie przetarty szlak i nie bedziemy błądzić bo została nam gora godzina do zmroku, a Aleks ze swoja odmrozoną noga nie wygladal najlepiej.
Nawet nie chce myśleć co by było jak by ten szlak był nieprzetarty, co najmniej 2 h byłoby dłużej. Ostatecznie dochodzimy do schroniska tuż przed zmrokiem, mokrzy i zmarznieci. W schronisku jak zobaczyłem swoje nogi to sie przestraszyłem. Bo generalnie obwiązałem sobie nogi dookoła sznurówkami zeby mi śnieg nie leciał. A wyszło tak że to nic nie dało i jeszcze sobie optarłem achillesy, aż mi sie mała dziura zrobiła, a że cały czas miałem tam lód wiec nic nie czułem, no ale nie ważne.
A teraz jak to w schronisku już było fajnie, impreza PTT i pokaz slajdów, częstowali poprostu wszystkim - rum był smaczny, a reszta to juz nie, ale mieli wszytko Sliwkówke, krupnik, wisky no i wiecej nie pamietam. To chyba warszawka była ;p. ALe bylem tak zmeczony że mi sie nic nie chialo wiec poszlismy spać szybko. W każdym razie w tych pokojach strasznie gorąco.
Na drugi dzień moje nogi wygladały zaskakująco dobrze wiec, szybkie zjeście przez ROztoke do Polanicy, busem do Zakopca i autobusem Do Kraka.
No i jak się okazało później moja siora narobiła paniki ze się nie odezwałem, no ale zasiegu nie było wiec tez nie miałem jak. Ale Kasia nas chyba odnalzła w schronisku więc koniec strachu.
Było FAJNIE
Post został pochwalony 0 razy
|
|